- Co tam masz? – zapytal Cal podchodząc do mnie.
- Rachunki. Musze zaplacic do końca miesiąca –
westchnelam glosno po czym odlozylam listy i usiadłam na podłodze.
- Dobrze się czujesz? – Mike podszedł i kucnal przy
mnie.
- Tak, ale.. Robimy wycieczke. Nie ważne, ze jest
pozno i ciemno. Wszyscy do samochodu. Teraz – wstałam szybko i chwyciłam
kluczyki do auta.
Spojrzeli po sobie zdziwieni, ale poszli za mna.
Zapalilam silnik i spojrzałam na nich.
- Pasy – usmiechnelam się delikatnie po czym
uslyszalam pare klikow.
Wyjechalam na asfalt i zaczelam jechać na cmentarz.
- Gdzie jedziemy? – zapytal mnie Luke.
- Do moich rodzicow – usmiechnelam się delikatnie po
czym zaparkowałam przed cmentarzem.
Chlopcy bez słowa wyszli z samochodu i poszli za mna w
strone grobow.
Stanelam przed jednym z napisem gloszacym:
„Amelia i Edward Harrison.
Zmarli śmiercia tragiczna
Zyli do: 12 czerwca 2008r.”
- Poznajcie moich rodzicow – wskazałam reka na napis.
Chlopcy bez słowa wpatrywali się w napis i nagrobek.
- Jeszcze poznajcie mojego brata – wskazałam na grob
po ich prawej stronie który glosil:
„Zachary Harrison.
Przezywszy lat 18
zmarl smiercia tragiczna”
Przejechalam dlonia po nagrobku i usmiechnelam się
delikatnie.
- Wiec.. możemy już wracac – spojrzałam na nich i
wrocilam do samochodu.
Jechalismy w milczeniu dopóki Michael się nie odezwal.
- Kto placi za ten caly dom?
- Ja – odpowiedziałam bez zastanowienia.
Kiwnal glowa i już się nie odezwal.
Westchnelam glosno i zatrzymałam auto.
- Chcialabym, zebyscie nie zmienili co do mnie waszych
pogladow. Nadal jestem ta sama Alex, ale teraz nie będę musiala ukrywać
rachunkow i innych tym podobnych rzeczy. Nie chce was stracic – spojrzałam na
nich ze lzami w oczach.
- Hej, mala, nie placz. Przejdziemy przez to razem,
jasne? – spojrzał na mnie po czym przytulil mnie mocno.
- Ashton, możesz poprowadzić za mnie? – spojrzałam na
niego.
- Jasne, ze tak. Siadaj z tylu a ktoś usiądzie z
przodu, zebys mogla się polozyc – spojrzał na mnie i usmiechnal się.
Przeszlam na tylnie siedzenia po czym polozylam glowe
na ramieniu Mike’a.
Zamknelam oczy po czym uslyszalam chrzast kamieni pod
kolami.
Poczulam jak ktoś mnie podnosi i gdzies idziemy.
Po chwili otwierane drzwi, wchodzenie po schodach…
Polozyl mnie na lozku i przykryl kocem.
Po paru minutach do pokoju weszlo dwóch chlopakow.
Pachnieli damskim szamponem i mydlem.
Polozyli się obok mnie i zaczeli mowic.
- Nigdy Cie nie opuścimy. Zrobimy wszystko, zebys była
szczesliwa Ksiezniczko – szepnal Luke.
- Zawsze będziemy przy tobie – powiedział Ash
najprowdopodobnie z uśmiechem na twarzy.
Wtulilam się w nich mocniej i po paru minutach
zasnelam.
Obudzilam się dopiero na następny dzień.
Rozejrzalam się po swoim pokoju.
Był czystszy niż kiedykolwiek.
Spojrzalam na chlopakow którzy leżeli obok mnie.
Ja lezalam na Ashtonie a Luke przytulal mnie od tylu.
Spojrzalam na powoli otwierające się drzwi.
- Dzien dobry, sniadanie do lozka – Mike zasmial się
delikatnie po czym polozyl tacke na biurku.
- Dzien Dobry Michael. – usmiechnelam się delikatnie.
– Nie zjem poki oni się nie obudza – zasmialam się delikatnie.
- Ja już nie spie – zasmial się Ash, po czym
delikatnie szturchnal Luke’a.
- Ja już tez nie spie – westchnal glosno i polozyl się
na plecach.
Michael podal mi tacke ze sniadaniem a ja zaczelam
jesc powoli karmiąc tez swoich lozkowych wspollokatorow.
Po naszym wspólnym sniadaniu wstałam i zeskoczyłam z
lozka.
- Ide wziasc prysznic, idzie ktoś ze mna? – zasmialam
się cicho biorac nowe ubrania.
Chłopaki spojrzeli po sobie i pewnie się zorientowali,
ze było to pytanie retoryczne.
Po szybkim prysznicu wyszłam z łazienki z mokrymi
włosami.
Poszlam na dol z chłopakami i usmiechnelam się
delikatnie.
- Dzien Dobry. Gdzie moje rachunki, musze je wreszcie
zaplacic – westchnelam glosno i zaczelam przeszukiwac szafki.
- Wyrzucilem – Cal spojrzał na mnie spokojnie.
- Jak to wyrzuciles? Przeciez musze to zaplacic! I co
teraz? – spojrzałam na niego zdenerwowana- jeszcze mi wylacza pra...
- Hej, spokojnie. Wyrzucilem, bo nie będą już
potrzebne. Nasi rodzice złożyli się, zebys mogla wreszcie isc cos kupic za
pieniądze które dostajesz – Luke usmiechnal się delikatnie po czym wrocil do
jedzenia.
Otworzylam lodowke która az pekala w szwach.
- Skad..? – wlepilam oczy w czekolady, budynie,
jogurty, warzywa, owoce, wędliny, sery i wszelkie inne jedzenia.
- To już sprawka mojego taty – wtracil Ashton –
Powiedzialem mu, ze lodowka pusta a ty wyglądasz jak anorektyczka. Bez urazy,
ale naprawdę, widać ci już kosci. Zaczynamy się martwic – westchnal delikatnie-
wracając do wypowiedzi. Powiedzial, ze może zamowic cos przez internet i nam
dowiozą. Wiec się zgodziłem. Mamy tez cztery zgrzewki wina. Kazde inne –
zasmial się cicho po czym spojrzał na mój wyraz twarzy.
- Ja nie rozumiem. Jestem splukana, chodze w rzeczach
z lumpexu, zachowuje się jak zachowuje a wy nadal mnie lubicie – spojrzałam na
nich i zamknelam lodowke.
- Bo jesteśmy rodzina. Zobowiazalas się do tego dając
nam korki – Mike zasmial się cicho.
Odetchnelam powoli po czym spojrzałam na nich.
- Czas isc na prawdziwe zakupy – zasmialam się glosno
po czym otworzylam szafke z platkami, kawa i herbata.
Wszystki szafki były pelne.
- Pomysleliscie o wszystkim – zamknelam drzwiczki i
usiadłam na blacie.
- Jak zawsze – Ash zasmial się delikatnie po czym
spojrzał na mnie.
- Jak zawsze Maly – usmiechnelam się szeroko.
- Nie nazywaj mnie maly! – oburzyl się.
Super <3Chłopacy są tacy kochani,ale nadal mam nadzieję,że będzie troche dreszczyku,ale takie opowiwdanie też mi się podoba.Czekam na nn.Pozdrawiam B xxo.
OdpowiedzUsuńSwietne!
OdpowiedzUsuńsuper! czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuń